Mój ulubiony polski fotograf okazał się wszechstronnie uzdolniony ;) Nie tylko fotografia okazała się jego pasją, urządzanie wnętrz pochłania go równie bardzo. Poniżej poczytacie o tym więcej. Zachęcam do obejrzenia również załączonych fotografii, których autorem jest oczywiście Marcin Tyszka :)
Służbowo fotografuje modę, prywatnie urządza dom i hoduje orchidee. "Pół życia upływa mi w hotelach. Lubię ten klimat, lubię atmosferę dostatku i wygody. Ulubione wnętrza hotelowe posłużyły mi za inspirację".
Dom ma kolor budyniu waniliowego. Nie ma fosy, ale to nowoczesna twierdza nafaszerowana elektroniką. Szklane oczy minikamer śledzą przybysza w holu, korytarzu i w windzie. Marcin mieszka tu od trzech lat. Chwali sobie komfort i poczucie bezpieczeństwa, jakie zyskał wraz z 90-metrowym apartamentem. Z balkonu-ogrodu widać szklany dach basenu, turkusową wodę i leżaki wokół. Z tarasów wylewają się kaskady roślin. Kwitną oleandry. Sceneria jak z egzotycznego romansu, tylko iglica Pałacu Kultury za oknem przypomina, gdzie jesteśmy.
Apartament został umeblowany i zaaranżowany przez samego Marcina. Cały, wyjąwszy toaletę, stanowi jedną, otwartą przestrzeń. Stiuki, wygodne meble, rośliny w donicach, odurzający zapach orchidei, orientalne gadżety - wydawałoby się - francuski buduar z kolonialnym sztafażem. Inspiracji dostarczyły podróże i wystrój cudzoziemskich hoteli, od słynnego paryskiego Costes przy rue Saint Honore, poprzez Ritza, aż po niewielkie hoteliki na Karaibach, gdzie wielokrotnie gościł. Paryskie hotele mają XIX-wieczny, trochę bombastyczny i pluszowy klimat dostatku i wygody.
Wnętrza Costes, projektowane przez słynnego dekoratora Jacques'a Garcię, są kanonicznym przykładem kunsztu wnętrzarskiego. Każdy pokój ma inny wystrój, dużo frędzli i złota, dominują nasycone, soczyste kolory i szlachetny detal. Marcin jest szczęściarzem, zatrzymywał się w Costes parokrotnie. Do warszawskiego mieszkania przeniósł aurę luksusu, a nawet zapach - aromatyczne świece kupuje podczas zawodowych podróży do Paryża. Wanna na lwich łapach jest wierną kopią hotelowej. Była jednym z pierwszych sprzętów zakupionych do nowego mieszkania. Drugi ekscentryczny nabytek to wielkie łoże w salonie, wypatrzone w galerii Red Onion. Ten chiński mebel, opleciony kwitnącą passiflorą, jest najcenniejszym łupem Marcina. Goście śnią na nim orientalne sny.
Z rodzinnego domu wyniósł nawyk podróżowania i słabość do zbieractwa. Jako dziecko zwiedził z rodzicami pół świata. Jego trofea to wnętrzarskie gadżety: chińskie wazy, lustra, indonezyjskie lalki... No i orchidee, które nauczył się pielęgnować od taty jako dziecko i ten ogrodniczy talent zachował do dziś. Zimą wszystkie rośliny z balkonu wędrują do środka, a wówczas Marcin staje się sublokatorem własnych upraw - ledwo go widać zza strelicji i heliconii. Mimo to zdarza mu się w środku nocy, po imprezie, wpadać do czynnej całą dobę hurtowni roślin i kupować kolejne okazy.
Oprócz orchidei Marcin ma jeszcze jeden nałóg - fortunę wydaje na pisma o modzie i designie. Lektura fachowych pism wyedukowała go jako fotografa - z braku zawodowej uczelni musiał polegać na sobie i własnej intuicji.
Mieszkanie jest oświetlone lampami, których jasność można regulować. Po powrocie do domu z fotograficznej sesji Marcin chętnie odpoczywa w półmroku. "Żyję jak wampir, w ciemności" - mówi.
Leżąc w wannie, widzi nocną iluminację Pałacu Kultury. Nie ma telewizora. "Moje życie jest na tyle kolorowe, że nie muszę się wspomagać telenowelą". I rzeczywiście, esteta, podróżnik, bon vivant i tytan pracy w jednym, jest egzotycznym kwiatem w polskim pejzażu. Jego mieszkanie to kolonialna oranżeria dla jednej, ozdobnej rośliny, zwanej Marcinem Tyszką. Tu jest się poza czasem i poza epoką, tu nie dociera warszawski zgiełk. Codziennie rano i wieczorem pod oknami przejeżdża dorożka, widocznie tędy przebiega trasa staromiejskiego dorożkarza. Drzewka cytrynowe obsypane owocami, klekot kopyt na bruku, dźwięki portugalskiego fado, aromatyczny muskatel w kieliszku... Co to za miasto i w czyim scenariuszu gramy? Jakkolwiek niewiarygodny jest ten scenariusz, niech seans trwa.
Mocne punkty
1. Udany miks francuszczyzny i Orientu. Prymat śmietankowych ludwików został złamany sąsiedztwem innych, bardziej wytrawnych smaków: czekoladowego teku na posadzce sypialni i drobnych egzotycznych detali w kolorze imbiru.
2. Wnętrze podporządkowane komfortowi. Wygoda przede wszystkim. Meble duże i miękkie, lustra zwielokrotniają efekt przestrzeni.
3. Dobrze rozwiązane oświetlenie wnętrza. Niemal wyłącznie lampy boczne - bardzo dużo punktów o regulowanej mocy, światło miękkie i rozproszone, gra "zajączków" przesianych przez żaluzje i rośliny.
4. Przytulność wnętrza schłodzona ceramicznymi kaflami posadzki. Dywany byłyby tu przesadą.
(źródło: elle decoration)